Niż demograficzny na uczelniach: martwe kierunki i rekrutacje uzupełniające

Uczelnie wyższe zaczynają odczuwać skutki niżu demograficznego. Na studiach dziennych pozostało wiele wolnych miejsc, dlatego zostały otworzone rekrutacje uzupełniające.

Uczelnie nie ujawniają, ile miejsc wolnych zostało, tłumacząc że podczas rekrutacji uzupełniającej dane mogą się zmienić, lecz tak naprawdę chodzi tu o ratowanie wizerunku. Kandydatów na studia brakuje, część kierunków można uznać za martwe, a duża liczba wolnych miejsc zmusza do przyjmowania maturzystów ze słabymi wynikami, co powoduje obniżenie poziomu nauczania.

W ubiegłym roku najmniej chętnych chciało studiować pedagogikę. W tym roku najwięcej wolnych miejsc zostało na kierunku ochrona środowiska, co dziwi biorąc pod uwagę fakt, że w zeszłym roku ochrona środowiska często była kierunkiem zamawianym.

Chętnych brakuje również na fizykę i politologię. Ze statystyk wynika, że na Uniwersytet Wrocławski na politologię zgłosiło się jedynie pół osoby na jedno miejsce. Natomiast Uniwersytet Opolski ma problem ze skompletowaniem fizyki, na którą zgłosiło się tylko pięć osób.

Najgorzej spośród kierunków humanistycznych wypada filozofia. Wiele uniwersytetów wciąż czeka na chętnych na ten kierunek.

Brakuje studentów również na Uniwersytecie Zielonogórskim. Na cztery tysiące wolnych miejsc w rekrutacji wzięło udział tylko ok. 2000 kandydatów. Problem z niżem demograficznym ma nawet Uniwersytet Warszawski, który otworzył dodatkową rekrutację m.in. na filologię klasyczną, nauczanie języka francuskiego, niemieckiego i ochronę środowiska.

Problemy z rekrutacją mają głównie kierunki niszowe, takie jak: etnologia kaszubska, slawistyka czy niemcoznawstwo. Niektóre uczelnie decydują się zawiesić kierunki. Uniwersytet Łódzki zamknął regionalistykę kulturową, a Uniwersytet Szczeciński zawiesił filologię (specjalność: filologia ukraińska) oraz geoanalitykę.

Najlepiej w czasach niżu demograficznego radzą sobie politechniki oraz uczelnie medyczne.

AO/Gazeta.pl

Fot. Krzysztof Zatycki